Macica Matka

Athina Papadaki

Macica Matka

Macica
Matka
w białym nakryciu głowy
odwieczna dłoń
kręcąca kołowrotkiem i ziarnem

zboczy
w stronę ostatniego bólu.

Ciąża.

Królestwo bez bastionów, jedynie woda co mówi.

W niewyuczonej procesji gwiazd
mózg nie przez człowieka stworzony
ich własny.

Nadchodzi pierwsza.

Kobieta w całej szerokości cienia
z chustą oblężenia
w oczach.
W czwartek narodzona proroctwo znaczy.*

Narzuci schody i klęczenie.

——————-Piękna
by prawdziwej piękności
nigdy nie potrzebowała.

Druga z kolei
określa jej miejsce
studnią artezyjską.
Kąpieliska
by ujarzmiła
namiętność
lecz nie wiedzę.
——————- Pszczoła,
tam gdzie język
szuka już
gorzkiego smaku.

Ostatnia
——————- furia o podwójnym ostrzu
sandały już ku Ekbatanie
kurz Sparty na otoku.

To poświęcenie daleko pójdzie
głęboko w kamieniołomy
z światłami rażącymi na ludzi
zakręcie.
Trudna droga
niewiadoma,
od serca do ust kilometry głębi
pustynnej.

I pamiętaj
życie ruchomą górą,
ileż cieni ileż ogrodów nowych.

Potem gdy wyślizgują
się z jej rąk
ryby olbrzymie srebrne
zwalnia zawór morza
w śnie
tam gdzie ani tlenu ani oddechu nie ma.

I pierwszy płacz w przestrzeni
stąpnięcie lwicy.


* Patronem osób urodzonych w czwartek, zgodnie z astrologią jest Jowisz (Δίας). Osoby urodzone w tym dniu to silni indywidualiści, odpowiedzialni i dzielnie dążący do perfekcjonizmu do celów. Cechuje je silne poczucie sprawiedliwości, szczerość i talent organizacyjny.

z tomu: „Ziemia raz jeszcze”, 1986, tłum.: Leszek Paul

W kuchennych szafkach

Athina Papadaki

W kuchennych szafkach

1

Te tutaj lniane świadectwa miłości
obrusy, serwetki
co obejmują stół
lub kolana
są tym co mnie niweczy?

2

Pewnego dnia talerze ukażą
swe wewnętrzne światło
ziemią czy szkłem,
wysławiając ręce mojej mamy.
Masywy, masywy górskie wprawi w zadumienie
to tutaj katharsis.

z tomu: „Owieczka oparów”, 1983, tłum.: Leszek Paul

Tak jak byś wybrał

Kiki Dimoula

Tak jak byś wybrał

Piątek dzisiaj pójdę na ryneczek
przejdę się po zdekapitowanych ogrodach
zobaczę woń majeranku
pojmanego w pęczki.

Popołudniami chodzę ceny roszczeń spadają
przystępną znajdziesz zieleń
w fasoli kabaczkach pelargoniach lilijkach.
Słyszę co dzielnie wysławiają drzewa
obciętym językiem owoców
krasomówcze stosów pomarańczy i jabłek
koloru nabiera krztyna rekonwalescencji
na ziemistych policzkach
jakiegoś wewnętrznego oniemienia.

Rzadko coś kupuję. Dają ci tu do wyboru.
Udogodnienie czy raczej kłopot? Sam wybierasz a potem
jak uniesiesz ten nie do uniesienia ciężar
własnego wyboru.
Kiedy jak przyniesie jakże jest lekkie. Na początku.
Bo potem rzucą konsekwencje cię na kolana.
Nie do uniesienia i one.
W gruncie to tak jakbyś sam wybrał.

Co najwyżej kupię trochę ziemi. Nie do kwiatków.
Do spoufalenia.
Tam nie ma do wyboru. Tam z zamkniętymi oczami.

z tomu „Okres dojrzewania niepamięci”, 1994, tłum.: Leszek Paul

Z bliska

Aristea Papaleksandrou

Z bliska

Death cancels all engagements.

Max Beerbohn

Mapy czytane są rozbieżnie na południowej półkuli

Ich południe staje się moją północą
Zachód mój wschodem
Ale dalekość ciągle ta sama
Nigdy
się nie zmieni

Daleka
w tym samym metrażu
miłość
Ta druga jej połowa
na drugiej połowie
świata

Mapy czytane są rozbieżnie na południowej półkuli

Rozbieżnie też aranżuje się spotkania
wzloty upadki
miłości
Nim  śmierć w porę
dalekości
bliskości absencji
wszystko
unieważni

z tomu: "Nocna biblioteka", 2020, tłum.: Leszek Paul

ΑΡΙΣΤΕΑ ΠΑΠΑΛΕΞΑΝΔΡΟΥ

Εκ του σύνεγγυς

Death cancels all engagements.

Max Beerbohn

Οι χάρτες διαβάζονται αλλιώς στο Νότιο Ημισφαίριο

Γίνεται ο Νότος τους Βορράς μου
Η Δύση μου Ανατολή
Μα το μακριά δεν άλλαξε
ποτέ
Κι ούτε θ’ αλλάξει.

Μακριά
στο ίδιο τετράγωνο
η αγάπη
Το άλλο της μισό
στο άλλο μισό
του κόσμου

Οι χάρτες διαβάζονται αλλιώς στο Νότιο Ημισφαίριο

Κι αλλιώς ρυθμίζονται τα ραντεβού
τα πάνω κάτω
της αγάπης
Ώσπου ο θάνατος εγκαίρως
και τα μακριά
και τα κοντά της απουσίας
όλα
τα ακυρώνει

2018

Naoczny świadek

 

Aristea Papaleksandrou

Naoczny świadek

W swej białej
koszuli zakluczony
są takie wieczorne chwile
gdy lotem błyskawicy przemknie vis-a- vis
i niknie powiedziałbyś gaśnie
nim kiwnie głową
że odszedł
____odchodzi

To i owo wiem o nim nie wiele
Nie tutejszy
żadna osobistość
Jednak ma sposób by cię nakłonić
Wiarygodny przybysz; wybrany
by obietnicę innego złamał
Sprawiedliwy człowiek wypożyczonej
——winny
Chciałby może i on
powiedzieć coś o tamtej
—–nocy
O alibi drugich
O tym co widział gdy szedł
—–przychodził
przenikając ich kroki

Ten niemy człowiek
nakazuje mi artykułować
—–głos

z tomu „Mija nas”, 2015, tłum.: Leszek Paul

Syndrom jednoosobowy

 

Kiki Dimoula

Symptom jednoosobowy / Μονόκλινο σύμπτωμα

Za każdym razem dziwią się w recepcji
gdy o pokój jednoosobowy od frontu proszę.
Patrzą na mnie jakbym domagała się śmierci z widokiem.

Morze w lombardzie zastawiłam
powiedziałam sobie w tym roku wakacje w górach
może poszum lasów odczaruje
ten demoniczny syndrom powrotu
co w okamgnieniu każdą moją ucieczkę zniewala.
Gdy w ramiona weźmie mnie pomyślałam drzewa
satyr pień może się i zakorzenię.

A w górach to samo.
Pokój jakby ze stali
i czyste lekkie powietrze tchnęło kłódkami.
By się otworzyć walczyłam moim relanium
lecz ono ode mnie było bardziej chore.
Tak samo było w Pylos
ta sama chaotyczna ucieczka z Syros dwa lata temu
w Kalamacie przed rokiem po trzykroć gorsza
pociąg przeładowany a płacze chcą
do Aten wracać na piechotę.
Taka mania prześladowań zawłada mi miejscami.

Czyżby brakowało mi twojej nieobecności?
Nie jeździ ze mną zostawiam ją w domu.
Bezwzględna komenda odmiany by nie deptała mi po piętach.

Jakże zachłanne jesteś Niepojęte.
Tyle klarowności zawłaszczyłeś jako rękojmię
i kurort uczyniłeś sobie teraz
z tego niepojętego syndromu wroga mojego.
Wracać natychmiast. Autobusem taksówką
może złapię jakiś księżyc co też wraca
na swój pusty plac.

Druzgocący zwyczaj. Nic wielkiego
lecz jak mi się nie spodoba to jak ja wrócę
z twych zaświatów Niepojęte.

z tomu „Okres dojrzewania niepamięci”, 1994, tłum.: Leszek Paul

Modlitwa

Maria Koulouri

Modlitwa

Daj boże byś nie przyszedł
Byś się zagubił
Na rozdrożach
Dalej niż w oddali
Tam będziesz miał rację bycia
Tu pożytku żadnego
Wyznaję
Jakże chcę by mi ciebie brakowało
Nogi twoje by nie stąpały po mojej ziemi
Ty z urodzenia wielbiciel przyrody
Rolnik równiny
Kochanek kwiatów
Ty, niepokalany
Byś się zagubił
W innych ogrodach
Niech cię przyjmą
Monolitycznego
Twórcę codziennej pieczy
Tam idź
Tam gdzie chcą wierzyć
W świątynie swojej miłości
Tam gdzie klęczą z przyzwyczajenia
Gdzie nie obchodzi ich ból wezwania
Trwożę się dzień i noc
Nie przychodź

z tomu „Puste muzeum”, 2013, tłum.: Leszek Paul

Wielka ucieczka od zlewu

Athina Papadaki

Wielka ucieczka od zlewu

1

O ceremonio palców
o przepierko.
Tam mydło zielone, garść gęstej oliwy
na marmurze.
Tam nieugięta farbka, wtargnięcie bez mała
na terytorialne wody bieli.
Gdzie
plecy parują
w jakich to plenerach!
Ługu i czarnego kotła dymy.
Akwedukty rozciągają się od mojego kręgosłupa.

Zmierzcha w słoiku konfitur.
Obłoki, gotowania obłoki, przynoszą zimę do kuchni.
Co ja dołożyłam? Dekorację.
Wycofuję się na chwilę.
I pływ posadzki się zmienia.

Inna perspektywa.
W koszyku, świeżutkie bakłażany
młode wdowy
łamią swoją żałobę odrobiną purpury.
Mami mnie
parujący talerz pomarańczy.
Ale te
rybie łuski w zlewie, co za tymczasowość.

Powieki zamykają się mi ku daremności.

Unoszę do światła kryształowe kieliszki,
są czyste?
Rzucają romby diamentu na moją twarz,
ciemna
wymyka im się jak struga.
Bzy, lilaki z targu
rozpościerają mnie aż do nieba.

Owieczko oparów, ratuj moje rozedrgania.

2

Szybkowarze, opar twój
brzoza szemrząca, unosi się.
Przebija beton.
Łudzi się taras na dachu.

Niewola moja niczemu nie równa.
W szafkach wysprzątane?
Tak mamo, odpowiadam.
Środki czyszczące
oregano
puszki z mlekiem
gumowe rękawiczki.

Przemieniam się cała w biel.

Zawieszona.

Do kogo należę w takich chwilach?
Kapryśność księżyca przygniata mnie bez końca.

Rzadko staję się pełnią.

Wieczór.
Kran skrystalizował się w ołówek.
Dzisiaj gotuję już na wtorek.
Pod swoim białym całunem
w otwartym garnku żegluje kapusta.
Bezprzykładnie trwonię samą siebie.
Skąd jest to światło co przenosi ogrody krzyknęłam
i nagle wszystko pogrążyło się głęboko aż do kolan
w lśnieniu co zostawiała gruba sól.
Ach, co za ból.
Wyłączyłam okap.

Niech sobie ściana rzewnymi łzami oparów płacze.

z tomu: Owieczka oparów (Αμνάδα των ατμών, 1983), tłum. : Leszek Paul

Wota

Maria Koulouri

Wota

Misterium-
Spoczywając na kolanach
Latarką w oku
Namierza mnie
Zastygły posąg
Interwencja w upływ świata
Pradawnej genezy wizerunek
Klejnot pokazowy futurlitycznej epoki
A on
Ryje moje ciało
Wieki rezydują
Łupieżca ziemi
Kupczyk
Ja jestem tą ziemią
Na szczycie miasta mego
Mieszkańcy
Kolumny dźwigają
Drugiej tożsamości tu nie ma
Ruiny i jamby
To wszystko
Licuje z moim ciałem

z tomu „Puste muzeum”, 2013, tłum.: Leszek Paul

Μαρία Κουλούρη

Maria Koulouri urodziła się w Chalkidzie w 1975. Studiowała Terapię językową i Psychoterapię. Obecnie kontynuuje studia teatralne na wydziale Kultury Europejskiej na Otwartym Uniwersytecie.
Pierwszy tom wierszy Marii „Puste muzeum”, który ukazał się w wydawnictwie „Μελάνι”, w roku 2013 został nagrodzony nagrodą Związku Literatów za debiut poetycki i był nominowany do Państwowej Nagrody Literackiej. Następny tom „Zegary i inne bicia” został wyróżniony nagrodą Sotirisa Matragi przyznawaną przez Akademię Ateńską.
Jest autorką scenariusza filmu krótkometrażowego ‘Μη με λησμόνει’.

„Puste muzeum”, Μουσείο άδειο, Μελάνι (2013)
„Zegary i inne bicia”, Ρολόγια και άλλοι χτύποι, Μελάνι (2015)
“Barłogi”, Καθημερινά κρεβάτια, Μελάνι (2017)