Z tomu “Dzień dzisiejszy”

Athina Papadaki

Trzy wiersze z cyklu “Wyznania”

Suweren do sukcesora

Tak długo jak droga
ociąga swe nadejście
tak długo nadzieje
zdają się być wieczne.
Odrzuć strach,
dąży ku starości.
Krok postaw.
I niech słychać będzie krok
prawo religii.
Wszystko w tobie,
przywołaj jako cenne
nawet potknięcie.
Być może właśnie tak,
koi nieznane.

—————————–

Marmur do pomnika bohatera

W kamieniołomach
demon się rodzi.
I jakże liczni ci
co kształt mu nadali.
Liczni przyjaciele
oddawali ci cześć.
Teraz zwinięci w spiralach czasu,
na cokole zostawiają
od święta
sól i chleb.
Słów nie słychać.
Od prehistorii kamienia istnieję.
Dotrzymuję ci towarzystwa.

—————————–

Asceta do Chrystusa

Światłem robaczków świętojańskich,
otworzyć przejście
do tolosu próbowałem.
Każdy swoją własną drogą
ku nieprzeniknionemu.
Eremita,
widziałem na pustyni.
Jak i ty schronienia szukasz
we własnym cieniu.

z tomu: Dzień dzisiejszy (Σήμερον, 2021), tłum.: Leszek Paul

Ceremonia

Athina Papadaki

Ceremonia

Mama powiedziała:
Wchodź po schodach.

Lśniąca balustrada z brązu
niska,
lwy kamienna dżungla.
Zaryglowała mój umysł
niewidoczna miłości
sieć.

Zgrabny taniec i raj,
pełna radości stąpałam po marmurze
po tych najbardziej płytkich jego fałdach.

Wchodziłam.
Antarktyda w pełni chwały

____________morze

zanim je w ramiona przytuli adriatycka bora
i w lód przemieni.
Ślubną moją noc rozświetlił
deszcz kandyzowanych migdałów

____________ pozbawiony

miłości cukrzonej

____________ migdał

będzie cierpiał myślę
i

dziergam
dziergam
dziergam
dziergam

____________ parzący dziób łajby w domach ze złotym stropem.

Krąg kwiaty,
ubrania
co przy spędzie bydła muczy.

Gdy wino dotknęło
stare szkło
ono śmierć
kontemplowało.

W dniu ślubu babcia wyzionęła ducha.

Naszyjnik pyszności
ze szczęścia mnie odzierając

____________ to że i ból własne odwieczne
____________ rytmy dowiedziałam się przynosi.

Sukienka ślubna i grób.

Krzywy dom
krzewy róż w fundamentach.
Stare srebrne
i te bawełniane
z kapitałochłonnymi marzeniami.

Liście wawrzynu trzymały kształt wieńca
a wieńce kształt naszej głowy.

Ja panna młoda,
poślednie płótno
i blask
i dachówka
co ponownie w glinę się nie zamieni.

Ubrana w białą suknię
by łatwo ognień mnie rozpalił,
wysokie obcasy
by bezpańskie psy całego świata przestraszyć.

Ja panna młoda
z trucizną w antycznej fiolce
jeszcze zanim wymierzę zemstę.

Ogarnięty umysł

rodzinna
dach.

Urwiska nadeszły później.

Pokraczny dom
umeblowany
godzinami
minutami
sekundami.

Jak długo trwa galop gwiazd po skórze?

z „Ziemia raz jeszcze”, 1986

Gospodyni

Athina Papadaki

Gospodyni

Godzina wytchnienia
ręce skrzyżowane na plonach.
Mąki odmierzyłam ile trzeba
ale wydałam się samej sobie nie wystarczająco słodka.
Nie mogło być przecież inaczej.
To jest moje życie, korytarz co
łączy sypialnię z salonem.
Coś więcej?
Nie ośmielam się powiedzieć.
Coś wsysa mnie zdradliwie,
ściany, jak Patriarchowie w bieli, wysławiają
moją pracę.
Gdy się pochylam
nie widzą,
że kiedy wyciskam szmatę
to moje łzy spływają ku ich korzeniom.

z tomu: Owieczka oparów (Αμνάδα των ατμών, 1983)

Sprzęty kuchenne

Athina Papadaki

Sprzęty kuchenne

Sprzęty kuchenne liściaste
co wieczór,
aż ochrzczą samopoznaniem
ostatni swój cierń.

Durszlak
rondel
patelnia.

Nigdy nie zapominam
zawsze na klucz zamykam drzwi, na palcach stąpam
by nikt im nie przeszkadzał,
tak
że każdy dzień kiedy wstaje wstaje
znajduje moje wiersze roślinożernymi.

z tomu: Owieczka oparów (Αμνάδα των ατμών, 1983), tłum.: Leszek Paul

Macica Matka

Athina Papadaki

Macica Matka

Macica
Matka
w białym nakryciu głowy
odwieczna dłoń
kręcąca kołowrotkiem i ziarnem

zboczy
w stronę ostatniego bólu.

Ciąża.

Królestwo bez bastionów, jedynie woda co mówi.

W niewyuczonej procesji gwiazd
mózg nie przez człowieka stworzony
ich własny.

Nadchodzi pierwsza.

Kobieta w całej szerokości cienia
z chustą oblężenia
w oczach.
W czwartek narodzona proroctwo znaczy.*

Narzuci schody i klęczenie.

——————-Piękna
by prawdziwej piękności
nigdy nie potrzebowała.

Druga z kolei
określa jej miejsce
studnią artezyjską.
Kąpieliska
by ujarzmiła
namiętność
lecz nie wiedzę.
——————- Pszczoła,
tam gdzie język
szuka już
gorzkiego smaku.

Ostatnia
——————- furia o podwójnym ostrzu
sandały już ku Ekbatanie
kurz Sparty na otoku.

To poświęcenie daleko pójdzie
głęboko w kamieniołomy
z światłami rażącymi na ludzi
zakręcie.
Trudna droga
niewiadoma,
od serca do ust kilometry głębi
pustynnej.

I pamiętaj
życie ruchomą górą,
ileż cieni ileż ogrodów nowych.

Potem gdy wyślizgują
się z jej rąk
ryby olbrzymie srebrne
zwalnia zawór morza
w śnie
tam gdzie ani tlenu ani oddechu nie ma.

I pierwszy płacz w przestrzeni
stąpnięcie lwicy.


* Patronem osób urodzonych w czwartek, zgodnie z astrologią jest Jowisz (Δίας). Osoby urodzone w tym dniu to silni indywidualiści, odpowiedzialni i dzielnie dążący do perfekcjonizmu do celów. Cechuje je silne poczucie sprawiedliwości, szczerość i talent organizacyjny.

z tomu: „Ziemia raz jeszcze”, 1986, tłum.: Leszek Paul

W kuchennych szafkach

Athina Papadaki

W kuchennych szafkach

1

Te tutaj lniane świadectwa miłości
obrusy, serwetki
co obejmują stół
lub kolana
są tym co mnie niweczy?

2

Pewnego dnia talerze ukażą
swe wewnętrzne światło
ziemią czy szkłem,
wysławiając ręce mojej mamy.
Masywy, masywy górskie wprawi w zadumienie
to tutaj katharsis.

z tomu: „Owieczka oparów”, 1983, tłum.: Leszek Paul

Wielka ucieczka od zlewu

Athina Papadaki

Wielka ucieczka od zlewu

1

O ceremonio palców
o przepierko.
Tam mydło zielone, garść gęstej oliwy
na marmurze.
Tam nieugięta farbka, wtargnięcie bez mała
na terytorialne wody bieli.
Gdzie
plecy parują
w jakich to plenerach!
Ługu i czarnego kotła dymy.
Akwedukty rozciągają się od mojego kręgosłupa.

Zmierzcha w słoiku konfitur.
Obłoki, gotowania obłoki, przynoszą zimę do kuchni.
Co ja dołożyłam? Dekorację.
Wycofuję się na chwilę.
I pływ posadzki się zmienia.

Inna perspektywa.
W koszyku, świeżutkie bakłażany
młode wdowy
łamią swoją żałobę odrobiną purpury.
Mami mnie
parujący talerz pomarańczy.
Ale te
rybie łuski w zlewie, co za tymczasowość.

Powieki zamykają się mi ku daremności.

Unoszę do światła kryształowe kieliszki,
są czyste?
Rzucają romby diamentu na moją twarz,
ciemna
wymyka im się jak struga.
Bzy, lilaki z targu
rozpościerają mnie aż do nieba.

Owieczko oparów, ratuj moje rozedrgania.

2

Szybkowarze, opar twój
brzoza szemrząca, unosi się.
Przebija beton.
Łudzi się taras na dachu.

Niewola moja niczemu nie równa.
W szafkach wysprzątane?
Tak mamo, odpowiadam.
Środki czyszczące
oregano
puszki z mlekiem
gumowe rękawiczki.

Przemieniam się cała w biel.

Zawieszona.

Do kogo należę w takich chwilach?
Kapryśność księżyca przygniata mnie bez końca.

Rzadko staję się pełnią.

Wieczór.
Kran skrystalizował się w ołówek.
Dzisiaj gotuję już na wtorek.
Pod swoim białym całunem
w otwartym garnku żegluje kapusta.
Bezprzykładnie trwonię samą siebie.
Skąd jest to światło co przenosi ogrody krzyknęłam
i nagle wszystko pogrążyło się głęboko aż do kolan
w lśnieniu co zostawiała gruba sól.
Ach, co za ból.
Wyłączyłam okap.

Niech sobie ściana rzewnymi łzami oparów płacze.

z tomu: Owieczka oparów (Αμνάδα των ατμών, 1983), tłum. : Leszek Paul

Prasowanie

Athina Papadaki

Prasowanie

Chmury w kształcie mózgu
cwałują po czystej szybie,
kiedy wstaje błękit
prasuję
w wachlarzach pary wilgotną koszulę.

Porządek rzeczy mnie odpycha.

Ciężka kotwica tytułuje mnie morskim dnem, więc jestem niezbędna.

A jednak
schylam się ku dezercji tak jakbym nigdy nie przekroczyła
linii kalii.
Patrz, to ona
nasza planeta i jej kosztowne wymogi!
Co za niezłomność by nie ulec dostojnej gospodyni.

Wiele już lat
ten kosz na bieliznę
pełen ubrań co jak stulone owieczki,
pęta mnie
zżera moją piosenkę.
Wpadam niemal w panikę.
Szukam jakiegoś imienia dla moich nagich łokci.

Kiedy,
niemy mebel
wpatruje się w morze
dotykam go,
jego kurz na moich palcach jest przednim towarzystwem.

z tomu: Owieczka oparów (Αμνάδα των ατμών, 1983)