Giorgos Lillis
Zwykły dzień
Martwy motyl na balkonie.
Szukałem czarnej skrzynki.
Nie znalazłam jej.
Szmaciak wcisnąłem w szparę drzwi
by piasek się nie wpychał
i podarowałem sobie uśmiech
bagatelizując choćby na chwilę kaktusy.
Zawiasy nienaoliwione zostawiam
tak by drzwi miauczały
przypominając mi mojego kota
który zdechł o podobnej porze rok temu.
Nałożyłem jedzenia dla dwojga, jak zawsze,
a potem jadłem z pochyloną głową
udając że nie widzę pustego krzesła
pełnego talerza.
Zachodzące słońce, dynia Halloweenowa
i wzgórza jak potrzaski.
Grymaszę głównie z niedowierzania.
Chcę myśleć, że nie będę tym
który wpadnie w pułapkę,
ale tym, który je zastawia.
Co z tego, że mam usta pełne śrutu.
Czego pragnę, to poczuć raz jeszcze
tą komitywę, tę bliskość
kogoś, kto pogłaszcze mnie po włosach,
czule pocałuje w czoło
na dobranoc.
Niczego więcej nie pragnę.
Nikt nie chce w swoim życiu,
gniewnych oceanów
lecz płytkie morze w którym można się taplać.
z tomu: “Tabletka”, 2021, tłum: Leszek Paul