Kiki Dimoula
Chwilą obojga
Synem niebios zza ściany ten dom.
Wysoko zbudowany kurs przyziemienia
na szczycie rozpostartych skrzydłach co
jak ambona by z niej olśnienie poranną
południową wieczorną ewangelię dnia głosić.
Wychodzę na podwórko. Czeka na mnie lśniąca
z siodłem lejcami uprzężą dzika wolność horyzontu
by dosiąść ją i w galopie ujarzmić jej afirmację.
Ach, jedynie spojrzeniu i wizji udało się cwałować
na podwórzowym nieujeżdżonym tym podboju.
Zadufane widoki bezchmurnego nieba spadają zmiażdżone
bo chwilę trwa brak restrykcji.
Patrz jak o piędź potyka się ogrodzenie
wokół działki. Niskie oswojone a jednak
jeśli się dobrze przyjrzysz dobrze poczujesz jak dzieli
moje dzień-dobry od dzień-dobry sąsiada
całymi dniami granice w milczeniu podburza zbrojąc
suche zielska przeciwko własnym braciom.
Jedynie wieczorem jednoczący zapach dziwaczków
przekrada się przecinając je tu i ówdzie
w szalonym świetle świetlików
– świętojańskimi nazywaliśmy je za życia.
Ach, niechlubne heroizmy marzeń-ochotników. Jaka to korzyść
z konfiskaty jeszcze dwóch piędzi księżycowego pyłu
schedy co lato zostawiło swojej ucieczce.
Pozwól im uczcić chwilą obojga
te kilka niepiśmienne wdowie przedłużenia
których prawo nie dotyczy
nawet jeśli nikt nie wie
co w zanadrzu chowa dla nich jeszcze nadzieja.
(Lato, Platanos-Aigialeia)
z tomu: „Chwilą obojga”, 1998, tłum.: Leszek Paul