Niematerialne hamulce

Zefi Daraki

Niematerialne hamulce

Pasja odwrotu wskrzesiła przeszłość
jedną za drugą zostały ślady
rąk i ciał
pieszczących ich piaski

Zostały gdzieś na dnie
czyny i gwar słów zakluczyły czas
przygważdżają go do jego mienia I do tego
____________ upartego
____________ ____________ sygnału
za twoimi cyprysami Vincencie

………………………………………………………..
Bo nie istnieje inna pamięć niż ten jedyny
pocałunek przeszłości
nie istnieje jak tylko
dotyk który gaśnie w ranie teraźniejszości
istnieje jedynie ten sen
którego nigdy nie pamiętałeś mimo
niezrozumiałego zamętu snów

………………………………………………………..
Podejrzewałam siebie Czym jestem
że nigdy nie byłam Czym
byłam kiedyś że unicestwia mnie teraz i
pamięta mnie mnie zapominając
Dawno już
moment wszystkich odpowiedzi nadszedł
Jedynie pytania zostały zapomniane A
Może nikt nigdy nie zadał mi
____________ pytań
jedynie bolesne i okrutne odpowiedzi

We mgle beznadziei
wspomnę moje zapomniane

odległe marzenie tobie ulegam
nawet jeśli mnie zdradzasz Nawet
jeśli jesteś tylko swoją marą

____________ Uratuj mnie szepczę
Nie, to ty mnie uratujesz odpowiada

………………………………………………………..
Bo to co nagle przystanęło
miało obce znaczenie przepoił cię
rajski ptak obrazu
zniżając jego znaczenie tam
____________ gdzie kończy się ciało

………………………………………………………..
Zapomniane piosenki zapomniane słowa jak zapomniane ciała Stare ogrody Zapomniane kobiety tam i z powrotem lampy zgaszone przed ich twarzami Zapomniane dzieci opuszczone przez dziką falę ich zabaw Głos mój zapomniana wstążka wokół waszym imion kochani Zapomniane kołysanki Zapomniane świsty lustra gdy drwiło ze mnie światło zrywając własne szelki i wzniosły się do nieba zdarzenia

………………………………………………………..
Lecz nie mam już nic nic
na marginesie pisania do ukrycia – i
snując się po pokojach
jakby z jednej otchłani w drugą dotykała
popiołu z niewypowiedzianego na jego czole

………………………………………………………..
Jak wisi nade mną ten sen jak stare gesty puste perony jak niknie dusza od krwi odchodzą jak odchodzą wystraszone słowa ze słów jak stają się szepty niewidzialnym rojem Objęcia, strony

………………………………………………………..
Nieludzkie ma nieobecną obsesję by
zwrócić się na zewnątrz jak cierń I
do wewnątrz by rzucić chwile zasuszonych czynów
które jak labirynty ciemnych granic co
raz jeszcze rwą się na zewnątrz pozwalając oniemiałemu dziecku
wwiercić się w teraźniejszość wokół hordy groszowych zabawek I
rojąc brać za najbardziej odległą matkę
swoją lalkę

………………………………………………………..
To co powoli kruszy się w twoich słowach
rośnie w głębi horyzontu
kończąc się rozbryzgami wzbijającymi się do nieba
Płonie w twojej krwi strach że,
z bezbożnego Boga się wymajaczy- wsławieni i niewidoczni…
uwolnieni i
uwięzieni … zrezygnowani i
buntownicy… Jednak
o tobie myślę kolejny raz,
niebiańska zorza niepojęta…

z tomu: “Niewidoczna Maria”, 2022, tłum.: Leszek Paul

Orchis ustulata

Aleksandra Plastira

Orchis ustulata *

Widzicie je
są jak damy zagubione
pośród chwastów

gdy ogrodem było
to co widzicie
zachwycały
ludzi którzy nigdy nikim się nie zachwycali

dotykały je
dziewczyny które tu się snuły
robiąc plany utopione
w szklance

możecie jeśli chcecie wy też
dotknąć wy też tej rzadkiej
Orchidei

pomimo swojego piękna jest w pełni prawdziwa

z tomu: “Woda na twarzy”, 1993, tłum.: Leszek Paul


*Orchis ustulata – Storczyk drobnokwiatowy. Łaciński epitet ustulata oznacza “lekko przypalony”, odnosi się do wyglądu kłosu kwiatowego, podobnie nazwa zwyczajowa w języku greckim, która jest orginalnym tytułem wiersza: Καμένη ορχιδέα.

Pokonani, jak zwykle

Maria Koulouri

Pokonani, jak zwykle

Popołudnie
Godzina odjazdu
Światło nie dokazuje
Nie grozi
Odchodzi
Z trudem podnieśliśmy nogi
Jedni rzucili kamykami
Drudzy okruchami chleba
Wszyscy nadzieję w powrót pokładali
Jedynie ja
Starzec
Nie zważając na znaki
A cóż innego mam robić
Kto wie może mnie wiodą
Drogi mają pamięć
Radują się mną gdy chcą
Kim jestem ja ten co po nich nie stąpa
Zostawiłem dwa grona
Ja
Winogron czy piersi
Jakie to ma znaczenie
Innego teraz sycą
Zostawiłem jedno miejsce
Ja
Znów
Ponownie

z tomu „Puste muzeum”, 2013, tłum.: Leszek Paul

Teatr cieni

Maria Koulouri

Teatr cieni

Na koniec światło zostanie zgaszone
Ofiara złożona bezradności zmysłu
W bicz obróciła się ta wizja
Jednowymiarowa projekcja
Nawet narośle głosu zatraciły się w mroku
Przymglona iluminacja pokazuje wyjście
Ten kto ma oczy widzi
Mów bym znalazła drogę
Słucham cię jak pilota
Suflera który podrzuca tekst którego jeszcze dobrze nie znam
Nie wiem jak zacząć
Rozpędził cienie które mnie miażdżą
Nie mam na bilet
Nawet kiedy ostatni ze zabłąkanych odchodzi
Ty, mów do mnie
Zostaniemy i my
Nagie postacie
W zamkniętej sali
Oczekując
Może
Jakiejś następnej odsłony

z tomu „Puste muzeum”, 2013, tłum.: Leszek Paul

Festyn

Dimitra Ch. Christodoulou

Festyn

Z głową ciężką od mądrości,
Celów osiągniętych, nieświeżych
I pamięci o muzyce jednej z tych
Co rozpalają w błękitne noce
Wychyliłam się przez okno,
By zobaczyć swój powszechny pogrzeb.

Ławki rozstawione wzdłuż całej alei.
Kandyzowane owoce, kadzidła,
Plastikowe zabawki i małe wota.
Za nimi straganiarze z uśmiechem
Jakby ich nagły ból żebra przeszył.
Monetami ciężkimi jak z ołowiu
Klienci silą się płacić.
Taszczą je spocone małolaty,
A mój anioł hojnie rozdaje im kieszonkowe.

Koniec końcem, oto i ja z moim konikiem!
Jakże mi do twarzy w tej gwiezdnej sukience!
W życiu nie byłam ładna a jednak teraz
Księżyc przy mnie blednie.

Tłum smutnych świętujących
Podąża w rytmie kapeli
Do chwili gdy zamykam okno
I w strzępach światła pierzchnie
Liżąc karmelowe jabłka.

Teraz mogę pochylić się nad kartkami,
By pisać teksty takie jak te: Płonne.

z tomu: “Nadmorska osada”, 2017, tłum.: Leszek Paul

Właściwy prezent

Dimitra Ch. Christodoulou

Właściwy prezent

Z resztkami po kiepskim samopoczuciu,
Bądź po ciężkiej strawie w żołądku,
Wlokę swoje kroki przez ogród wieczorem
Na tych cesarskich pantoflach,
Prezent od przyjaciela który już nie żyje.

Luksusu nie kocham.
Lecz nie wypada by został bez odpłaty
Nawet najbardziej nietrafny gest miłości.
Tak więc, niech w taką noc człapią
I jedwabne po trawie.
Każda moja stopa trumienka
Czule dotyka ziemi która go posiada
Pukając do niego dyskretnie do drzwi.
Kiedy mi otworzy, będziemy i on i ja
Skromnie ubrani w wołanie syczki.

z tomu: “Nadmorska osada”, 2017, tłum.: Leszek Paul

Lobotomia

Dimitra Ch. Christodoulou

Lobotomia

Jutro spotkają się dwaj chłopcy.
Spór zakończą ostatecznie
W jakiejś ruderze z czerwonego błota.
Każdy z nich już ma w oczach
Dekapitację kotki.
Lecz dziś wieczorem łączą się skuleni
W ramionach próżnej Mary.
Zamglony księżyc ją zasmuca
I, z westchnieniem, im ulega.

Jeśli żyć będą, co najwyżej staną się mężczyznami.
Z pieniędzmi lub bez. Może kochać zwierzęta będą.
Spożywać tradycyjny posiłek
W domu pełnym hałasów niewiadomego pochodzenia.
Z hemoroidami i strapioną żoną.
Lśnić nad szklankami księżyc tak długo będzie
Aż udomowi się kompletne surowe dojrzewanie
Jak ten zastrzelony jastrząb wypchany
Z rozpostartymi skrzydłami.

z tomu: “Nadmorska osada”, 2017, tłum.: Leszek Paul

Szlachetna nawigacja

Dimitra Ch. Christodoulou

Szlachetna nawigacja

Któż ma siłę by nas ukarać
Gdy z miłością dbamy o naszą duszę?
Lament nie ma tupetu wieczności.
Gaśnie i on znużonym westchnieniem.
Możemy, mówię, zrzec się całunu.
Nie przystoi pulsującemu ciału.
Zawsze płynie jakiś okręcik na otwartych wodach
Nawet jeśli to tylko jego wspomnienie,
Tyle obrazów piętrzy się w śmierci,
Taka supremacja zasobu myśli.
Nawet swój grób opuścić potrafi
Jakaś żaglóweczka,
Żadne widmo łódź rybacka,
Kiedyś ona płynąc po czerwonym niebie
Wzbudzała zachwyt
Dodajmy jej jeszcze jakiś czas nieśmiertelności,
Dziś wieczorem morze ze swą tytaniczną ciszą
Zsumuje chaos i przyjaźń.
Oddycha jak pierś dziecka
Które zasnęło pod tamaryszkiem
Może i słońce gdy dogorywa
Powstrzyma każde porzucenie.
Chwalebna będzie praktyka morska
Która wypływa omijając śmierć.

z tomu: “Szlachetna nawigacja”, 2021, tłum.: Leszek Paul

Przyjęcia

Dimitra Ch. Christodoulou

Przyjęcia

Zawstydzona zapukała noc do moich drzwi
Goniona jakby przez złodziei.
Powodu nie miałam, by odmówić schronienia
Bezbronnemu stworzeniu.
Weszła. Gwałtownie na zewnątrz zaświtało
Białym światłem sali operacyjnej.

Tak nauczono mnie podejmować koniec.
Jako współistnienie, jako akt dobroci
W stosunku do gonionej kobiety.
Stoi na skraju życia, które mi pozostało
Zawinięta w swoje ciężkie kołdry.
Nie żąda, nie potępia, nie wyznaje.
Częściej przyjmuje z moich rąk
Zamiast jedzenia bukiet stokrotek.
Kiedy myję okna, odnajduję je
Nakreślone tchnienie oddechu.
Lśnią, kobieta się cieszy,
Ja, co jest logiczne, milczę.

Zaśnieżone rzezią i nauką
Miasto na zewnątrz dalej się rozwija.
Środkowa ściana skrzypi niepostrzeżenie
Jak kości dziecka co rośnie
Bez prawa do lamentu miłości
Bez nadziei w ciemności uścisku.

z tomu: “Szlachetna nawigacja”, 2021, tłum.: Leszek Paul