Yannis Ritsos
Rozpacz Penelopy
Nie to, że w świetle paleniska go nie rozpoznała; to nie
łachy żebraka, przebranie, nie; bezsporne znaki:
szrama na kolanie, tężyzna, podstęp w oczach. Przerażona
chwytając się ściany, jakiejś wymówki szukała
jakiegoś jeszcze przedłużenia chwili, by nie odpowiedzieć
by się nie zdradzić. To dla niego, dwadzieścia lat straciła
dwadzieścia lat oczekiwania i marzeń, dla tego tutaj żałosnego
zbroczonego krwią siwobrodego? Bez słowa padła na krzesło
spojrzała na ziemię, na zabitych zalotników ospale, jakby
martwe własne pragnienia oglądała. I – Witaj w domu- powiedziała
słysząc obcy, odległy swój głos. W kącie, krosno
strop kratami cienia zapełniło; ptaki, ile ich tylko utkała
czerwonymi, lśniącymi nićmi, w zielonych listowiu, nagle
tej nocy jego powrotu, obróciły się w popiół i czerń
lecąc nisko na płaskim niebie kresu jej niezłomności.
Leros, 22.09.1968
z tomu „Powtórzenia”, 1969, tłum.: Leszek Paul