Arcydelikatne damy dworu

Aristea Papaleksandrou

Arcydelikatne damy dworu
Οι εύθραυστες του παλατιού

Grzmią trąby od wczesnego świtu
Dokonało się
Król zmuszony tron opuścić i nowy przyjdzie
z zachodu officia królewskie przejąć
To Zachodu Wschód
pieją mędrcy
uznani, niewidzialni i ci obczyźniani
kraju znikomego bez pamięci
I cisza głęboka i trwoga mnie dusi
na myśl że w pałacu zaraz były król się zjawi
Połowa dam dworu widzę
ducha wyzionie
inne te niezłomne pobladłe
własności byłego grabić pospieszą
Ceremonia przekazania-przejęcia za godzinę się dokona
Za kwadrans niecały przybędą nowe
w pełni gotowe na połowę sukcesu
odprawę znaczy się świty poprzednika

Martwa cisza już zapadła
Byłego króla deklarację słychać
Swojego poprzednika orację odczytuje
w tym całym zamieszaniu zapomniał
ją wyrzucić
Brak kompetentnych współpracowników
psy gończe byłego teraz to znalazły
Zmieniono imiona, daty
ustęp po prostu dopisano
do nich adresowany:
„Będąc tak arcydelikatnymi
spakuję was zawczasu Panie
wraz z arcydelikatnościami
mojego pałacu”.

Retrospektywnie sława

Aristea Papaleksandrou

Retrospektywnie sława
Αναδρομικά κλέη

Nielicznych pragnień
marnych również
łzy wyciskające rymowanki
Kiedyś Kiedyś
I być może gdzieś
Byłyby wierszami
Teraz na próżno pisane
Niekiedy wydawane
Słusznie zapominane
Kiedyś Kiedyś
I być może gdzieś
Obecni też byli i zmarli
Teraz ich kości spróchniałe
I kto wie
Tylu wieków pamięć co nam przechowała
Tylu wieków niepamięć co przed nami kryje

W górskich lasach…

Veroniki Dalakoura

Dwa wiersze z tomu „Eufrozyna, wiersze dla małych dzieci”
Ευφροσύνη, Ποιήματα για μικρά παιδιά

II

W górskich lasach, ach, jak się cieszę,
coś pozostało, z tylu rzeczy, których nie poznałam.
Tracić coś nie jest miłością
lecz trójkątną pozostałością snu!
Ach, jak się cieszę, mówię, ukochane piekło
że mam jeszcze czego się nauczyć!

(Jedynie tylko raz nie wstał świt
jedynie tylko raz cię prosiłam i nie odpowiedziałeś
ukryte w górskich lasach.
Nigdy nie będzie czegoś równie cichego
co mogłoby sprawić, że szept w świetle ulicy stanie się
lampą przeciwnej miłości.)

IX

Nie dawała żadnego wyjaśnienia tak gdy chodziła
z ciężką głową
zanurzona w kałuży
Czasu.

Takiego chłodu
nigdy nie odczuwała.
I nie mogliśmy wydać nawet jednego
westchnienia jednocząc się z tymi którzy
wyrywali skrzydła z pleców
żądni zemsty połykali
jeden za drugim
samotną cichą otchłań

Z gliny ulepieni u jej wezgłowia
pisząc na dębowym stole
—-słowa
– gdzie je znajdę –
O, Grecki Słowniku!

Eufrozyna była jedną z trzech Charyt (Gracji), bogiń wdzięku, piękna i radości. Jej imię oznacza “radość” lub “wesołość”. W mitologii greckiej Eufrozyna wraz z siostrami Aglają i Talią towarzyszyły Afrodycie i Apollinowi, ucieleśniając przyjemności życia, szczęście oraz artystyczną inspirację.

Niedzielne popołudnie

Kiki Dimoula

Niedzielne popołudnie
Κυριακή απόγευμα

Wiele razy szukało cię popołudnie:

Gdy znalazło mnie za oknem
jak wróżę twoje ciągłe milczenie.
Gdy gwałtowna scena rozegrała się mną
pomiędzy a dokonanym.
Gdy przeszłam do sąsiedniego pokoju
i nazwałam to „ucieczką”.

Innymi uporczywymi razami cię zawołało
sześcioma ludowymi piosenkami
na fortepian
i na trudne popołudnie.

I jeszcze trzema żałobnymi razami
gdy tematy zmierzchały,
i nazwałam twoje oczy
„codziennymi popołudniami”
a ciebie całego Niedzielą
która zawsze jest trudna.

Sąsiadka z górnego piętra

Liana Sakelliou

Sąsiadka z górnego piętra
Η συγκάτοικος του πάνω ορόφου

Gdy powiedziałam jej, że prześcieradła,
które rozwiesza z balkonu
na moim powietrzu,
nie dają mi
zaprosić słońce
do pokoju, w którym popołudniami piszę,

zarzuciła na sznur
żółty, gruby koc
z wielką głową tygrysa,
który wystawia swój język
i szepcze słodko:
będę spał w twoim łóżku.

Zamykam drzwi balkonowe.
(Może lepiej bym dała spokój z tym kocem.
Przynajmniej prześcieradła
przypominają mi o powietrzu,
gdy pęcznieją, kołyszą się i fałdują
jak kurtyna).

W deszczowe noce
śni mi się —
szalona i swojska
w ramionach mojego kochanka.

Kompozycja

Liana Sakelliou

Kompozycja
Σύνθεση

Raz jeszcze spojrzała na morze.
Było bezkształtne. Jak rozkosz.
Zachowało jednak pewną krągłość
podobną do tej w jej centrum.
Spojrzała zatem w stare lustro
by pojąć że jest ziemska.
Świtało rybackiej lampy przez okno wpadło
sennie jak zapomniana czapla.
Lampa gazowa zakreśliła wodne gwiazdy
na odłamkach szklanej butli
i dyfuzja twarzy
nawigowała przepływ.

Podjęła decyzję
by spojrzeć przez pryzmat czasu
na to co tak dobrze zna – obraz
ciszy z piasku i oleju
kiedy rybacy wyrzucają przed burtę kotwicę.

Nie usłyszała tlącego się papierosa
jak wpada szybko do wody
nie poczuła również drżenia okonia śpiącego
na harpunie.

Zamknęła okno
nim rozproszył się cień łodzi
i wiklinowy fotel w gabinecie
powoli objął rozpalone
jej ciało

Theoni Kotini

Theoni Kotini – Θεώνη Κοτίνη, urodziła się w Myrsini Ilia w 1967 roku. Studiowała literaturę grecką i teatrologię na Uniwersytecie Ateńskim. Mieszka i pracuje w Atenach jako filolog w szkolnictwie średnim. Opublikowała siedem zbiorów poezji a także antologię wierszy Zoe Karelli, pod tytułem: Ζωή Καρέλλη. Κάθεται μοναχός ο διπλός τούτος άνθρωπος, Γαβριηλίδης, 2019. Zajmuje się krytyką poezji, publikując w magazynach literackich Νέον Πλανόδιον i Αντίλογος. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy i Koła Poetów.


Μικρογραφία [„Sztuka miniatur”], Πλανόδιον, 1999
Αθώα τη νύχτα [„Niewinnie nocą”], Πλανόδιον, 2003,
Ανίδεοι πάλι, Πλανόδιον, 2006, tom wyróżniony nagrodą przyznawaną przez czasopismo „Διαβάζω
Θεός ή Αγάπη [„Bóg czy miłość”], Γαβριηλίδης 2010
Ωσεί κήπος [„Jak ogród”], Γαβριηλίδης, 2014
Ο χρόνος είναι [„Czas jest”], Μελάνι, 2020
Με το σώμα [„Ciałem”], Ενύπνιον, 2024.

Ciało

Theoni Kotini

Ciało
Σώμα

Ciało
zaledwie absolutnie materialne
niekiedy staje się niebiańskim.

Ten oksymoron ciała
by zapomnieć o swoich granicach
dokładnie w chwili, gdy je zagrabia,
stanowi niespełnienie miłości.

Ciało
istniejąc traumatycznie
w swojej przemijalności
walczy, by stać się innym.
Zabiera cię ze sobą w trud czasu,
by dopełnić się w swojej tożsamości harmonijnie
lub marginalnie rozbudzić się w nieznanym.

Dlatego jest tak kochane
w samotności, w towarzystwie,
w tak ogromnym swoim wyniszczeniu.

Wymieńmy,
wszystkie rzeczy, które stają się pieszczotą:
dłoń
i jego mały ruch na policzku,
ciche pęknięcie we wszystkich tych usprawiedliwieniach,
wspomnienie właśnie co ściętej róży
nieznośnie czerwonej,
czułość chwili.

W kafenio

Theoni Kotini

W kafenio
Στο καφενείο

Samotny siedzi na stołku przed wielkim oknem,
od lat już nad kieliszkiem pochylony
i szary dym dookoła
jak aureola zdezelowanej świętości go wymazuje.

Jest jednym z tych, których mijasz, a oni pozostają,
by w popielniczce piętrzyć papierosy,
podobnie jak godziny chcące w ruch wprawić dni.

Tak chudy, jakby z wolna wzbierało
całą pustką tego świata ciało,
na dłoniach blizny, poszukiwacza złota dziurawa żyła,
oddech odłogowy, w ciele wyschnięta studnia.

Jeśli na ciebie spojrzy, odwrócisz głowę,
smutek nierozpoznany powoli rozbija oczy
rzucające daleki cień w skrytą dal.

To godzina, kiedy niebo w górze na posągach milczy,
godzina, w której człowiek szuka wzroku człowieka,
by zapalić światło, pospiesznie docierając do domu.

Lecz on nie ma gdzie się ukryć, nawet w słowach,
jedynym spojrzeniem, które chwyta,
to przyzwolenie, zadowalające się przewagą.

W kawiarni mijasz go i zostawiasz
jak kamyk znaleziony na brzegu,
szarzejący, zbędny w słońcu,
patrzysz na niego, gładzisz go i oddajesz
głębi, by uległ zapomnieniu
nieznany odłamek.