Κική Δημουλά

Kiki Dimoula urodziła się w Atenach w roku 1931, zmarła w 2020. Uznawana jest za jedną z najważniejszych postaci współczesnej greckiej poezji. Przez wiele lat pracowała w Narodowym Banku. Była żoną Athosa Dimoulas (1921–1985) wybitnego poety.
Debiutowała w 1952 tomem zatytułowanym „Wiersze”. Od tego czasu wydała 14 tomów poezji, większość w tak prestiżowym wydawnictwie jak „Ikaros” czy „Gallimard“. Jest laureatką licznych nagród: dwukrotnie Państwowej Nagrody Literackiej, Nagrody Akademii Ateńskiej oraz przyznanej w roku 2009 przez Association Capitale Europeenne des Litteratures: Europejskiej Nagrody Literackiej. W 2002 jako trzecia kobieta w historii została członkiem Akademii Ateńskiej. W Roku 2014 została odznaczona Krzyżem Wielkim Orderu Feniksa (Tagma toy Phoinikos), jednym z najwyższych odznaczeń. Wiersze jej są tłumaczone na angielski, francuski, szwedzki, niemiecki, włoski i hiszpański.

„…Potoczny, łagodny styl chroni ją przed presją społeczną już w Έρεβος [„Ereb”] (1956), podczas gdy w „In absentia” (1958) próbuje nastawienia ironicznego, podkreślającego jej niekonwencjonalne wybory. (…) Z czasem Dimoula uwalnia się od retoryki naiwności i łatwej odkrywczości, przesuwając nacisk w swoich wypowiedziach z intelektu na przekaz. Το λίγο του κόσμου, [„Odrobina świata”] (1971) jest tytułem zdecydowanie wskazującym na pewien program: poetka ogranicza świat do wymiaru życia pomiędzy przedmiotami i wydarzeniami skromnymi i codziennymi. Przeciwności losu nie prowadzą jej, tak jak innych, do elegijnej niemocy; stawia im czoło z ludową mądrością i ironicznym podejściem. W warstwie formalnej stosuje nie tylko figury eliptyczne i metonimie, ale także neologizmy, uosobienia, przymiotniki i czasowniki w funkcji rzeczownika, co często podkreśla krytyka, a także nieraz zaburza logiczną sekwencję składniową.”*

„Średnik”, Άνω τελεία, «Ίκαρος», 2016
„Czas publiczny”, Δημόσιος καιρός, «Ίκαρος», 2014
„Znaleźne”, Τα εύρετρα, «Ίκαρος», 2010
„Przeprowadziliśmy się ościennie”, Μεταφερθήκαμε παραπλεύρως, «Ίκαρος», 2007
„Trawnik cieplarni”, Χλόη θερμοκηπίου, «Ίκαρος», 2005
„Dźwięk oddaleń”, Ήχος απομακρύνσεων, «Ίκαρος», 2001
„Minutą razem”, Ενός λεπτού μαζί, «Ίκαρος», 1998
„Okres dojrzewania niepamięci”, Η εφηβεία της λήθης, «Στιγμή», 1994
„Zdroweś Nigdy”, Χαίρε ποτέ, «Στιγμή», 1988
„Moje ostatnie ciało”, Το τελευταίο σώμα μου, εκδ, «Κείμενα», Αθήνα 1981
„Trochość świata”, Το λίγο του κόσμου, εκδ. «Νεφέλη», Αθήνα 1971
„Śladami”, Επί τα ίχνη, εκδ. «Φέξης» Αθήνα 1963
„Zaocznie”, Ερήμην, εκδ. Δίφρος, Αθήνα 1958
„Ereb”, Έρεβος, 1956, εκδόσεις «Στιγμή»
„Wiersze”, Ποιήματα, 1952


*Mario Vitti: „Historia literatury nowogreckiej”, przekład: J.Wegner, M.Czarnocińska, K.Rowińska, wydawnictwo DiG, Warszawa 2015


” Kiki Dimoula’s mature poetry added an altogether new dimension to Modern Greek poetry. Having experienced the drama of the existential dissolution of post-war humanity and at the same time the dead ends in a world that has lost the gift of faith, her poetry mapped a world that’s both ‘homeless’ and insecure; a world in which the poet, in order to survive, had to plunge into the fundamental dynamics of the creative process and interfere decisively with their logic.
Her writing turned the grammar of the Greek language against the meaning of words, attempting, thus, to strengthen the emotive power of verse through astonishment and surprise.
(…)
The poet’s language breaks through habits and negates the certitudes of a romantic tradition which lacks to see lost time as a continuous and active presence.
(…)
For Dimoula, silence, migration, and minimalisation enter language in order to dissolve the coherence of a logic that is unable to decipher their message.
(…)
It is for this reason that each of her poems undermines the dominance of silence, each word abolishes the power of obscurity and darkness.
(…)
In short, Dimoula’s poetry illustrates the re-establishment of symmetrical analogies between memory and reality, between humans and their space; finally, it sees the possibility of transubstantiation out of decay, the endurance granted to chaos and the confusion of history by the power of language. “

© Vrasidas Karalis, 2001

Nowy Rok

 

Aristea Papaleksandrou

Nowy Rok

Trupa z zachodu do
nas zawitała
————nas posłuchała
——————–nas odprawiła.

Godzina jedenasta bezsenna
kieruje wygaszone miasto ku
——–dwunastej.
Skamieniałe Wasiolopsomo*
przywodzi nienoszone jedwabie którejś
——–Jokasty
Szczęśliwego Nowego Roku i Dobranoc.

Wspomnienia spiętrzają chwile
Dwa tysiące naście...
Nowego Roku
świt przyszłość
nam ukrucił.

Cicha noc.

z tomu „Mija nas”, 2015, tłum.: Leszek Paul

*„Wasiolopsomo” („Wasilopita”) – chleb św. Bazylego, tradycyjny, sylwestrowy  przysmaku w postaci puszystego, drożdżowego pieczywa pszennego, w którym ukrywa się złotą lub srebrną monetę.

 

Dziewczynka z zapałkami

Kiki Dimoula

Dziewczynka z zapałkami

 Noworoczna późna godzina
psa z kulawą nogą.
Jedynie szarość stara
noworoczna.

Drżą z zimna
skrzyżowania i kąty
by ogrzać się choć trochę
do obcej macierzy tulą się
ulicznych kwiaciarzy

bukiety zakutane
w ponury papier
taniocha
przystrojona wokół dziurkami
od autodydaktycznych nożyczek

tak jak my gdy dziećmi będąc
łaknącymi deseni
równe w gazecie złożonej
kwadraciki wycinaliśmy
tak jak po jej rozłożeniu
jakże radosne rytmiczne, jakże symetrycznie
okienka na oścież otwierała nam przyszłość.

Wieczór noworoczny
psa z kulawą nogą
jedynie wielkie szare okna zamknięte
i biedna plucha co żebrze o śnieg.

z tomu "Przeprowadziliśmy się ościennie", 2007
tłum.: Leszek Paul

Wiatr tym targa

 

Aristea Papaleksandrou

Wiatr tym targa

Ten człowiek
na oślep pnie się
po szklanej drabinie
Rewolwer trzyma czarny
w powietrze strzela
chmurom się odgraża
niech spadnie śnieg
Gołym okiem zwyczajnie
go nie widzisz
Ukartowały go chore
oczy krótkowzrocznych
Zjawa powiesz
w próżni wiatrów

Po czym…Oto i on z krwi i kości
siedzący w zarządach
Porządek Dzienny
jesteś tam i ty
wzór wybawienia
Woła byś pnął się po schodach
drżysz…wiatr tobą targa
Zapierasz się
I gdy masz już nogę postawić
na pierwszym stopniu przytomniejesz
Ostrość 10/10
jeden krok przepaść
prawda
przed tobą

z tomu „Mija nas”, 2015, tłum.:Leszek Paul

Grudzień

 

Veroniki Dalakoura

Grudzień

Niektórzy poeci piszą pobudzani własną goryczą – mając na uwadze jedynie namiętność czułego serca.

Tak więc pojęłam, że i Cortes był jednym z tych zrozpaczonych poetów, ponieważ zaraz po zdobyciu Zempoala rozkazał zniszczyć wszystkie posągi kochanych bogów, płacząc w ramionach jakiejś miłośnicy, nie wiedząc jednak, że należy do boskiego – tak – rodu.

Lecz zostawmy te mity. Otwórzmy dłonie i zobaczmy linie święta lub wigilii żalu. Kroczmy z pokornym spojrzeniem, które przystoi uczniom kochania i tym, którzy potrafią dostrzec nadchodzącą namiętność. Ta zima, właśnie ta zima będzie pełna klarnetów w kolorze naszych dłoni, co podróżowały.

z tomu „Rozkład miłości”, 1976, tłum.: Leszek Paul

Epilog

Veroniki Dalakoura

Epilog

(Migoczący płomień)

Widziałam go. Siedział na ławce w piwnicy w zupełnych ciemnościach poruszał górną częścią ciała wpatrywał się w podłogę…Bez słowa. Pozostali od czasu do czasu spoglądali na niego, ale ich uwaga głównie skupiała się na hałasie dobiegającym z zewnątrz; długą tę ciszę, co trwać mogłaby wiecznie, przerywał rumor jakiegoś samolotu, gwizd jakiś, co napełniał ich trwogą.
Pomieszczenie było prostokątne i duże. Cement i wapno z drewnianymi ławami dookoła i pośrodku glinianą miednicą pełną wody. Z chwilą gdy ich oczy przywykły do ciemności próbowali wychwycić twarze. Nie musiał być to ktoś znajomy, starczyło spojrzenie coś przywoływujące, ulicę, piekarnię czy rynek.
Dokładnie naprzeciw środkowej ławki, obok drzwi, po lewej jak się wchodzi, stał podłużny, drewniany stół z podniszczonymi rogami, porżniętym blatem, z dwoma połamanymi nogami. Po jednej jego stronie tej zawsze niestabilnej (ciągle kopany przez niespokojne nogi siedzących przy nim), na zdezelowanym krześle, siedziała, pochylona, powiedziałbyś odosobniona, źle ubrana kobieta, w trudnym do określenia wieku. Choć nikt nie mógł wyraźnie widzieć jej twarzy, słowem bowiem nie odzywała się do nikogo a gapienie się na innych nie było jej, inaczej niż dla pozostałych, ulubionym sposobem zabijania nudy, to jej obecność, już od pierwszego dnia zamknięcia, robiła na wszystkich wrażenie.
To gorzkie urzeczenie jej pięknem, które pomimo odoru wapna i co raz bardziej przenikającej wilgoci ciągle trwało, nadżerało cokolwiek śmiałe, odważne i nieugięte pozostało jeszcze w tamtych głowach.

(1990)

z tomu „26 Wierszy”, 2004, tłum.: Leszek Paul

Demetra

 

Veroniki Dalakoura

Demetra

Strapiony mówię do was z oblężonego miasta. Panna młoda nogę swą prawą w kwiatach pogrzebała i w łzach co suknię jej zmoczyły. Śpi teraz a czarny jej kochanek trzyma jej dłoń jako znak bezkresnego jarzma. Jakże kochaliście mnie, jakże kochało mnie to jaskółcze gniazdo, któremu dano imię Aurora Borealis!

(Znalazłem ją w ciele, co łez więcej już nie ma, przekląłem bowiem zarówno wszelkie cnoty jak i wielorakie nieba).

z tomu „Rozkład miłości”, 1976, tłum.: Leszek Paul

Liczba mnoga

 

Kiki Dimoula

Liczba mnoga / Ο πληθυντικός αριθμός

Miłość,
nazwa, rzeczownik,
bardzo rzeczowy,
liczby pojedynczej,
rodzaju ani żeńskiego ani męskiego,
rodzaju bezbronnego
Liczba mnoga
bezbronne miłości.

Lęk,
nazwa, rzeczownik,
na początku liczba pojedyncza
później mnoga:
lęki.
Lęki
od tej chwili o wszystko.

Pamięć,
nazwa własna smutków,
liczby pojedynczej,
tylko liczby pojedynczej
i nieodmienna.
Pamięć, pamięć, pamięć.

Noc,
nazwa, rzeczownik,
rodzaju żeńskiego
liczby pojedynczej.
Liczba mnoga
noce.
Noce, od tej chwili noce

z tomu:„Trochość świata", 1971, tłum.:Leszek Paul

Śmiech

Veroniki Dalakoura

Śmiech

Na płycie nagrobnej nie odnotują przyczyny.
Rażąco biała jak ona, pofrunie ze skowytem, rozgrzebując żwir i zielsko. Wiosna się rozkruszy a cement straci swoją moc. (Rozłąka ta uczyni stratę solidnej przyczyny przesądzoną.)

To wszystko takie okrutne, okrutne i srogie. Szła do przodu nie odwracając głowy a ja podążałam za nią wzrokiem: jej plecy odbijały się w lustrze.

Niepokojąco nieczuła siostra niebieska wskazywała swą postawą jakże bezużyteczne jest zmęczenie i miłość.

z tomu „26 Wierszy”, 2004, tłum.: Leszek Paul

Okres dojrzewania niepamięci

Kiki Dimoula

Okres dojrzewania niepamięci / Η εφηβεία της λήθης

Czekam chwilę
na ściemnienie różnic i obojętności
i otwieram okna. Nic pilnego
robię to po to by się ruch nie wypaczył.
Pożyczam sobie głowę mojej byłej ciekawości
i nią kręcę. Nie, w istocie nie kręcę.
Dobry wieczór rzucam poddańczo wszystkim tym pochlebcom
lęków — gwiazdom. Nie, w istocie nie pozdrawiam.
Mocuję spojrzeniową przędzą
srebrne guziczki odległości
niektóre się już odpruły drżą i zaraz spadną.
Nic pilnego. Robię to tylko po to, by odległości
okazać wdzięczność za jej ofertę.

Gdyby nie istniała odległość
jakże skarlałyby dalekie podróże
na skuterze przywożono by nam do domu jak pizzę
świat, na który taki apetyt miała nasza ucieczka.
Pijawkami przyssanymi do grzbietu
młodości byłaby starość
a babcią nazywałyby mnie od mojego świtu
zarówno wnuki moje jak i eros.
A gwiazdy? czym byłyby
bez wsparcia odległości.
Ziemskimi srebrami jakimiś świecznikami popielniczkami
do których wojownicze bogactwo strząsałoby swoje popioły
a podziw inwestował własne przeszacowanie.

Gdyby nie istniała odległość
na ty bylibyśmy z tęsknotą.
Rzadkie teraz jej wstydliwe spotkania
z mnogą naszą potrzebą
fatalistycznie nasiąkłyby
ulicznym językiem pospolitości.

Prawda, gdyby nie istniała odległość
ten bliski ktoś nie byłby jak daleka gwiazda
przychodziłby na pierwszorzędne przyziemienie
jedynie dwa kroki dzieliłyby marzenia
od jego zarysu.
Podobnie tuż przy nas tkwiłaby
duszy ostateczna ucieczka.
Po co jej ta cała włóczęga. Miejsce
puste jest przecież. My zeszlibyśmy
by żyć w krypcie naszego ciała
a ona ze swoim mitem i jego bambetlami
zrodziłaby się ponownie w ciele.

Odległości, gdybyś nie istniała
przeszłaby dużo łagodniej
dużo szybciej w ciągu zaledwie jednej nocy niepamięć
trudne przewlekłe swoje dojrzewanie
nazywane dla eufonii pamięcią.

Nie, w istocie nie pamięć. Mocuję
spojrzeniową przędzą podobieństwa
odpruły się drżą i zaraz spadną.
Nie, w istocie nie mocuję. Usłużnie kręcę się
wokół tych pochlebców czasu
których dla zwięzłości nazwałam pamięcią.
Nie, w istocie nie pamięć. Zaopatruję spadające gwiazdy
w przedłużone unicestwienie. To pilne.

z tomu „Okres dojrzewania niepamięci”, 1994, tłum.: Leszek Paul