Dora Kaskali
Silentium amoris (fragmenty)
I
Proszę mnie nie drażnić, pisała do niego, tylko po to by ponownie dowieść swoje panowanie nade mną. Jestem włością po której stąpali autorytety ojca, brata, pracodawcy, gubernatora. Oddałam Panu tę najbardziej kompletną część siebie, odrobinę siebie samej a Pan opasawszy się amunicją uczynił z niej pole bitwy. Odejdź, proszę, teraz wraz ze swoim bliźniaczym karabinem po inne łupy, krew jest zawsze taka sama, lecz nigdy nie jest jej dość. Ja opaszę się milczeniem zmarłych; tak mówią ci, którzy nie wiedzą. Kto raz umarł, ten wie, że na cmentarzach mówi się niewysłowionym językiem prawdy.
II
W czasie Terroru, pisała do niego, nie oczekuj szacunku, pochwały i litanii. Heretycy zdejmą ikony. To odkupienie, wiesz, dla nas, którzy latami byliśmy dręczeni przez srebrowylanych zbawców. Ich kruszce pożarły nasz język, ich doktryny wypełniły przypisami młody nasz umysł. Kiedyś schizmatycy, teraz z racji zamętów – bluźniercy. Tak i z tobą będę czułą agnostyczką. Za dnia ukradnę olej z Twojej świecy, napiszę ogniste aforyzmy by Cię obalić, wieczór idiopatyczna maligna, która od dawna mnie tuli, będzie nosiła Twoje imię.
V
Proszę nie opierać się tak bezwładnie o ścianę w korytarzu, napisała do niego. Dokucza mi wiosna, gdy chyli się w pańskim ciele, wielokątne pragnienie, które mnie nie spotyka. „Nie podpisuję w korytarzach“, powiedział mi Pan figlarnie a potem usiadłeś przy jakimś stoliku i swoim czarnym piórem żłobiłeś moje spojrzenie. Delikatne palce, które nie władają bólem, nawet jeśli wlecze się w atrium i jak echo mosiężny w pokojach ułomnych śmiertelników rozbrzmiewa.
Pańskie długie włosy wytrą mój pierwszy wilgotny sen i bez sygnowania zawładnę nim bezprawnie.
IX
Wypaliły się moje oczy, zabito moje słowa. Zmogło mnie ubieranie woskowych lalek, które topią się w pierwszym słońcu metonimii. Bezużyteczne zamiennia. Po co mi one wieczorem, który kartkuje moją samotność. Zostanę tutaj a ty niewidzialny, by zagrać naprzeciwko w grę wytrzymałości. Ty zwyciężysz a moją karę będzie nowy język, pełen gęstej, nieskażonej ciszy i pustych rąk, który wymyślę.
[Sekcja Silentium amoris]
I przyniósł Pan ze sobą broń nadającą się do obrony lub ataku ostre słowa, których ostrze niegdyś błyszczące w świetle rozumu, a innym razem tak aksamitne w kontekście niepowstrzymywalnego i nieco retro romantyzmu, z którym Panu tak było do twarzy.
I miał Pan na swój wyłączny użytek worek pełen odurzających opowieści, które rozsiewałeś na suchych łąkach kobiecych dusz. Byłeś siewcą, ale nie żniwiarzem. Sam tego chciałeś czy inaczej nie mógłeś.
I torowałeś drogę erotycznym fantazjom, jednej za drugą, zawsze jednak wychodziłeś wcześnie, tak by nie zostać przyłapanym in flagranti że czujesz.
z tomu “Kantor rozkoszy”, 2014, tłum.: Leszek Paul