Elvira ’77

 
Veroniki Dalakoura
Elvira ’77

W autobusie popołudniem. Wszystkie miejsca zajęte. Dwie, trzy osoby stoją, utarta trasa. Tuż przed pętlą, na dużym skrzyżowaniu, kierowca zmienia kurs. Słychać głosy protestu, kierowca pozostaje obojętny. Pasażerowie miotają się z złości. Przyglądam się w milczeniu. Najbardziej intryguje mnie jego opanowanie. Nie ma wątpliwości, podąża jakąś zaplanowaną trasą. Krzycząc nacierają na niego. Wyjechaliśmy z miasta. Jedni coraz bardziej agresywni. Drudzy wisząc w oknach wołają o pomoc. Starsi zastanawiają się, może to nie błąd kierowcy, tylko oni wsiedli do złego autobusu, podmiejskiego. Jesteśmy poza miastem. Mijamy wioski Attyki. Nieznane okolice. Wszyscy płaczą z rozpaczy, nieliczni ciągle jeszcze się buntują. Przyglądam się w milczeniu. Wieczór, zdajemy sobie sprawę, że zbliżamy się do morza. Autobus zatrzymuje się w ciemnościach, wszyscy jednak, przygwożdżeni do siedzeń błagają, by nie otwierał drzwi, byśmy nie znaleźli się na tej bezbrzeżnej łące, tacy osamotnieni.

z tomu „Karnawałowicz”, 2011, tłum.: Leszek Paul